Blokada kopiowania

1/27/2017

Homesick?



27 stycznia 2017 roku, godzina 7:20PM


O. Mój. Boże.
Pierwszy raz w życiu naprawdę zaspałam do pracy! Czuję się niesamowicie okropnie z tym faktem i chociaż stawiłam się w salonie dosłownie dziesięć minut po czasie informując wcześniej wiadomością hostkę, że się spóźnię, to i tak miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Przepraszałam ją chyba z dziesięć razy dzisiejszego poranka. Nie mam pojęcia, jak to się stało. Musiałam być niesamowicie zmęczona, bo kompletnie nie słyszałam budzika, co nigdy dotąd mi się nie zdarzyło. Muszę jednak przyznać, że M. jest najcudowniejszą matko – szefem na świecie! Wyśmiała mnie. Dosłownie! Powiedziała, że naprawdę nic się nie stało, a kiedy jej opowiedziałam, jaka byłam zdziwiona, że za oknem jest już jasno – wybuchła takim śmiechem, że aż zaczęłam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak.
Jestem tu szczęśliwa. Wreszcie mam odwagę to przyznać. Czuję się tutaj naprawdę, jak w domu i chociaż nie zawsze rzeczy dzieją się tak, jakbym tego chciała, to jednak nigdzie indziej nie było mi tak dobrze.
Nie chcę wracać do domu. Gdzieś tam z tyłu mojej głowy coraz częściej powraca fakt niedokończonych studiów w Polsce, a jednak świadomość spędzenia tu jedynie półtora roku, które mi zostało dosłownie mnie przeraża i tym samym kompletnie przytłacza. Po takiej szkole życia – bo umówmy się: praca z dziećmi nie jest sielanką, czy tak zwanym American Dream – człowiek zaczyna przyzwyczajać się do niezależności, do nowego otoczenia i nagle uświadamia sobie, że zwyczajnie nie potrafiłby wrócić do swojego poprzedniego życia, tysiące kilometrów od miejsca, w którym obecnie się znajduje. Zwyczajnie wydaje mu się, że nie umiałby się ponownie wpasować.
To ciężki temat. Wiem, że każda au pair, która naprawdę jest szczęśliwa w USA dociera właśnie do takiego etapu swojego życia, kiedy musi podjąć najważniejszą, a czasami i tę niebezpieczną (ze względu na legalne bądź też nie pozostanie w kraju) decyzję. Jedne zostają na studia, drugie wychodzą za mąż – tu pozdrawiam moją kochaną Olcię, którą będziemy miały okazję podziwiać na ślubnym kobiercu w San Francisco już 9 marca (właśnie… muszę kupić kieckę!...) – a jeszcze inne podejmują się pracy niezgodnie z zasadami widniejącej w ich paszportach wizy. A ja? A ja nie mam pojęcia, co robić. Nie mam faceta, kasy na studia, za które tutaj płaci się tyle, że Amerykanie zakładają swoim dzieciakom specjalne fundusze (Trust Fund), zaraz po urodzeniu, a tym bardziej nie mam odwagi, by podjąć się nielegalnego przebywania na terenie Stanów Zjednoczonych. Poza tym… Wystarczająco mam problemów, by jeszcze dokładać sobie takie, w które zamieszany byłby Urząd Imigracyjny. Raczej podziękuję. Ale z drugiej strony może Ola ma rację? Może powinnam zagadać z M. i poprosić o dofinansowanie na studia po programie? Skoro koszta są porównywalne z tymi, które musi płacić w agencji… Nie wiem, czy powinnam. Jasne, przecież nie zrobię tego teraz, kiedy do zakończenia programu mam jeszcze półtora roku. Po prostu zaczynam poważnie nad tym myśleć. Bo na stan aktualny nie wyobrażam sobie życia bez tej rodziny tak blisko mnie…
Zmieńmy na chwilę ten dołujący temat. Odwiedziłyśmy z Olą dzisiaj dwa polsko – ruskie sklepy w San José. Znalazłam żurek w butelce, o którym gadam od ponad tygodnia! Obkupiłam się do takiego stopnia, że zostawiłam tam łącznie prawie $150… Gdzie się podziały moje pieniądze?! Zaczynają się rozchodzić dość sprawnie i coraz mniej mi się to podoba. Zaraz się okaże, że nie stać mnie na wycieczkę, której nadal nie zabukowałyśmy. Chociaż plus jest taki, że przede mną wspaniały weekend w Livermore u mojej kochanej Agatki! Pierwsza noc poza domem. Muszę to gdzieś zapisać! Hej, zaraz… Przecież właśnie to robię.

<chwila przerwy na mentalnego facepalma>

Kolejny dzień minął niewiadomo kiedy. Tak, jak pierwszy miesiąc pobytu ciągnął mi się niesamowicie długo – jak flaki z olejem! – tak teraz mam wrażenie, że dni mi po prostu uciekają. W końcu jednak zaczęło robić się ciut cieplej. No dobra… Nie mam co narzekać, bo w końcu żyję w Kalifornii, ale bywały i takie dni w grudniu, że zwyczajnie miałam szron na samochodzie, co osobiście nadal mnie bawi. Póki co jednak słoneczko wychodzi coraz częściej, więc mamy się z czego cieszyć. Dzięki temu mam szansę przetrzymać dzieciaki dłużej na świeżym powietrzu niż przed telewizorem. A właśnie, kolejna rewelacja! Moje dzieci MOGĄ oglądać telewizję! Tak, tak. To nie jest żart. Wiem, że inne au pair mają pod tym względem przerąbane, bo ich rodziny podchodzą do tego tematu niesamowicie restrykcyjnie – i chociaż osobiście to popieram – czasami cieszę się, że mogę ich posadzić przed jedną bajką i mieć spokój chociaż na chwilę. Mogę wtedy przygotować im śniadanie/kolację czy chociaż ich ubrać. Co nie zmienia faktu, że plac zabaw jest dla mnie wybawieniem.
Nadal nie dostałam swojego prawa jazdy. Czy oni śpią w tym DMV? Ja rozumiem. Mają sześć miesięcy, od dnia zdania egzaminu, na to, by wysłać dokument, ale no… naprawdę? Nawet w Polsce nie trwa to aż tyle. A ja już bym chciała kupować alkohol właśnie na ten dokument, a nie paszport. Bo co, jeśli go w końcu zgubię? A znając moje możliwości na pewno niebawem do tego dojdzie, co byłoby już słabą opcją… Hmm… Chyba zrobię skany i wyślę mamie w razie czego. Tak. To dobry plan.
Już po ósmej? Kiedy to zleciało. Chyba czas się szykować do łóżka, skoro jutro wielki dzień. Karolina na podbój Caltraina i Barta – taki będzie tytuł mojej pierwszej samodzielnej przejażdżki pociągami! Życzcie mi powodzenia, żebym przy okazji się po drodze nie pogubiła, kiedy będę się przesiadać. Już zaczynam wpadać w panikę!
Do następnego razu!

American Girl

2 komentarze:

  1. Hahah :D Jesteś pozytywna! Brawo :D Aż miło się czytało :D Nareszcie nadszedł ten dzień! Youhu! :D
    A tak na poważnie. Powinnaś zacząć myśleć właśnie, czy masz do czego tutaj wracać? Oczywiście pomijając bliskie Ci osoby. Niedokończone studia? Brak pracy? Polska, w której ciągle robią Ci pod górkę? Okej, mamy nadal dobre jedzenie i śnieg xD No i JA tu jestem :D Ale... co jeśli właśnie odnalazłaś swoje miejsce na ziemi :D

    OdpowiedzUsuń
  2. trzymam kciuki żeby udało Ci się zostać w USA na studia :) śledzę losy i życzę powodzenia :D

    OdpowiedzUsuń

Theme by Mia