30
stycznia 2016 roku, godzina 23:24
Moi kochani.
Przedostatnia sesja, w
mojej licencjackiej karierze pedagoga resocjalizacyjnego, prawie za mną, a mimo
to mam ochotę usiąść i płakać. Na ogół taka nie jestem; nie wyję z byle powodu,
nie użalam się nad własnym życiem i naprawdę nie mam pojęcia, czym jest PMS…
Jednak z racji faktu, że mamy koniec stycznia, a mój wyjazd do USA stanął pod wielkim
znakiem zapytania, nie potrafię skakać z radości, że udało mi się zaliczyć jedenaście
nieobecności (pomnożone przez dwa, bo z tą samą panią magister miałam dwa różne
przedmioty) w ciągu niecałych dwóch godzin. Zwyczajnie nie potrafię. Co prawda
świadomość ostatniego semestru zdecydowanie podnosi mnie na duchu, ale choćbym
nie wiem, jak bardzo chciała – nie mogę się przełamać, żeby zacząć się cieszyć.
Co jest powodem mojego
iście szampańskiego nastroju? Pusta kolumna w zakładce My Host Family Match… Tak,
tak. Nie mylicie się: moje konto przestało mieć połączenie z jakąkolwiek
rodziną zza wielkiej wody... Sama nie wiem. Może to kwestia braku doświadczenia
w trakcie nagrywania video, może faktu, że zwyczajnie nosi mnie na samą myśl o
wyjeździe (a raczej – jak na razie – planach, co do wyjazdu), a za mną dopiero
pierwszy miesiąc poszukiwań, ale coraz bardziej odnoszę wrażenie, że planowana
data wylotu we wrześniu jest totalną abstrakcją. Okay. Była nią od samego
początku, ale nie w taki sposób, jak teraz…
A może to ze mną jest
coś nie tak? Może do rodzin goszczących nie trafia moja aplikacja? Może nie
tego się spodziewają..? Z pierwszą rodziną, wspomnianą na samym początku
przygody z tym blogiem, straciłam kontakt zaraz po Sylwestrze. Dlaczego? Nie
mam pojęcia. Ostatni mail jaki otrzymałam od host mamy, bodajże 5 stycznia był
prośbą o rozmowę na Skypie. Jak najbardziej się na nią zgodziłam. Problem?
Czekałam na nią bite 3 godziny. Nie zadzwoniła. Ba! Żeby chociaż nie była
dostępna, ale przez cały ten czas cholerna zielona kropka migała mi przy jej
nazwisku. Od tamtego momentu cisza kompletna.
Druga rodzina? Błagam…
Byli ze mną połączeni od dnia poprzedzającego Sylwester aż do 14 stycznia, ale
w ogóle się nie odzywali. No dobra. Dostałam od nich jedną wiadomość, że
przepraszają za brak kontaktu, ale są nowi w programie i mają masę pytań do
biura. Zrozumiałam. Przecież to logiczne; będą chcieli obcym ludziom oddać pod
opiekę własne dzieci, nie znając wcześniej żadnych podstaw. Naprawdę jestem
tolerancyjna. Tylko, że od tamtego maila minęły dwa tygodnie, a oni jedyne, co
zrobili, to uzupełnili brakujące informacje we własnym profilu. Postanowiłam
wtedy wziąć sprawy we własne ręce.
Napisałam do biura z
zapytaniem, jak to się w ogóle stało, że tyle czasu jestem połączona z jedną
rodziną, skoro zazwyczaj trwa to 48 godzin. Ku mojemu zdumieniu
przedstawicielka odpowiedziała, że rodzina zmieniła typ matchu i zostaliśmy
sparowani na stałe, a żeby rozwiać resztę wątpliwości – mam pytać rodziny.
Zrobiłam to, napisałam do host mamy. W końcu musiałam wiedzieć, na czym stoję,
bo jeśli by się okazało, że jednak mnie nie chcą, to znaczy, że zwyczajnie
blokują mi konto. Wiecie, co usłyszałam? Że musiał być jakiś błąd w systemie,
bo oni już sobie kogoś znaleźli. I tak o to rodzina numer dwa mi przepadła.
.
.
.
Tu muszę zrobić chwilę
przerwy, bo zaraz chyba znowu się rozpłaczę…
.
.
.
30
stycznia 2016 roku, godzina 23:58
Jest mi naprawdę
koszmarnie źle. Od momentu, kiedy druga host family mnie odrzuciła – totalnie się
załamałam. Myślałam, że to rzeczywiście będzie koniec. A jednak pięć dni temu
mój Gmail późnym wieczorem poinformował mnie o kolejnej, już trzeciej rodzinie
połączonej z moim kontem. Odetchnęłam z ulgą.
Młode małżeństwo z
synkiem, który ma się urodzić dopiero pod koniec lutego w pięknym stanie
Kolorado. Cudownie! Tyle świetnych rzeczy można by tam zobaczyć i zorganizować dla
malucha (a w każdym razie tak wywnioskowałam po przeczytaniu pełnej aplikacji).
Oczywiście, jak to mam w zwyczaju, prawie zepsułam łóżko z tej niepohamowanej
radości. Wiem, wiem; powinnam na spokojnie przyjmować każdą informacje o matchu
z daną rodziną, ale nie potrafię. I chyba to jest jednym z moich największych
błędów, bo kiedy rano się obudziłam i zalogowałam się na swoje konto, by
sprawdzić w tej rodzinie jeszcze jedną rzecz, okazało się, że nagle już ich nie
ma. Po prostu.
Pusto, zero, null.
Na początku myślałam, że
mój telefon wariuje, a ja najwyraźniej się jeszcze nie obudziłam. Nie byliśmy
połączeni nawet 12 godzin, a tu nagle zniknęli. Na pewno coś mi się
przywidziało! Dlatego wzięłam laptopa i sprawdziłam raz jeszcze.
Znowu jestem alone...
American Girl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz